Cześć Dziewczyny!!
Dzisiaj będzie o kosmetyku, na którym się strasznie zawiodłam i nie chodzi tylko o jego działanie, ale i o całokształt.
Cienie i worki pod oczami mam chyba wbudowane genetycznie hehhe, bo ma je moja babcia, mama, ciocia no i na dokładkę ja. Bez względu czy się wyśpię czy nie, skóra w okolicy moich oczu wygląda strasznie. No dobra, jak się nie wyśpię to moje woraski sięgają mi prawie brody.
Chcąc jakoś temu zaradzić wypróbowuję różne korektory szukając tego jedynego, Pewnego dnia padło na korektor firmy Inglot.
Na początku byłam nawet z niego całkiem zadowolona, ale to nie trwało zbyt długo... Już po paru dniach zobaczyłam jaki z niego straszny bubel.
Po pierwsze opakowanie:
Chociaż przeważnie nie jest dla mnie ważne opakowanie, a jego zawartość, to tutaj nastąpiło takie przegięcie, że nie mogłam tego nie skomentować. Korektor sam się wylewa. Nie wiem jak to możliwe, ale wylatuje on z tej tubki nawet gdy go nie używam. Czyściłam go wiele razy, ale to nic nie pomogło. Po 15min wyglądał tak samo jak przed czyszczeniem.. Trzymam do teraz zawsze do góry nakrętką, ale to też nie pomaga, wszędzie jest go pełno. Na początku myślałam, że może trafiłam na felerne opakowanie, ale czytając komentarze dziewczyn na wizażu (link tutaj) dowiedziałam się, że nie tylko ja mam z tym problem..
Tak wygląda opakowanie kilka godzin po wyczyszczeniu...
Po drugie konsystencja:
Nie przeszkadzało by mi w zupełności to, że jest dość rzadka, na prawdę, ale to, że kosmetyk rozwarstwia się jest dla mnie nie do przyjęcia. Używałam kiedyś dużo tańszych korektorów i nigdy się z czymś takim wcześniej nie spotkałam. Wyciskając korektor na palec, czy też na dłoń możemy zauważyć przeźroczysty płyn i, oddzielnie, tak jakby pigment. No dla mnie skojarzyło się to z przeterminowanym produktem, chociaż data ważności twierdzi, że jest jeszcze dobry.
Próbowałam tak zrobić zdjęcie, żeby móc pokazać Wam rozwarstwiony korektor. Nie do końca mi to wyszło, ale jak się dobrze przyjrzycie do będziecie mogły zobaczyć to dziwne zjawisko hehe.
Dodatkowo korektor prawie w ogóle nie kryje. Jedynie delikatnie rozświetla przestrzeń pod oczami i, dosłownie odrobinkę, niweluje cienie dzięki żółtemu pigmentowi.
Podsumowując:
Kupienie go to wyrzucenie 28zł w błoto. Nie polecam. Nie widzę w nim żadnych plusów. Próbowałam go zużyć w jakikolwiek sposób, żeby się nie zmarnował, ale chyba zaprzestanę tego i kupię sobie coś nowego, bo nie widzę sensu dalszego męczenia się z nim.No i na koniec pytanie:
Czy jest może jakiś korektor w dość rozsądnej cenie, który mogłybyście mi polecić? Bardzo chciałabym wypróbować coś nowego co pomoże mi w walce z cieniami pod oczami... :)
Miłego dnia i weekendu :)
M.
nie miałam nigdy korektora z Inglota, ale za to cenię sobie podkłady, lakiery, szminki, cienie i pędzle :)
OdpowiedzUsuńW takim razie go na pewno nie kupię...
OdpowiedzUsuń