Opędzlowałam pół blachy w pięć minut.
Do tej pory czuję się jak w ciąży spożywczej i zżerają mnie wyrzuty sumienia (a żeby tego było mało to dorzuciłam do tego pączka i dwa pyszne żeberka upieczone przez mojego tatę). Będę musiała spalić to jutro na siłowni jak nic, co też mnie przeraża, ale muszę się wziąć w garść i dać radę. Za dużo mnie to kosztowało, żeby teraz przestać..
No tak to jest jak baba nie widziała przez taki szmat czasu czekolady na oczy.
No życie, no... co tu dużo mówić.
Na pocieszenie pomalowałam sobie paznokcie moim pięknym, nowym lakierem z essence, który jest idealny na wiosnę i lato (tak na prawdę chciałam miętowy, ale że nie było akurat, to wybrała jakiś taki mlecznozielony (?!), niestety nie pamiętam teraz nazwy.. jak podniosę swój obżarty tyłek i sprawdzę to dopiszę :P
Oczywiście, kolory są przekłamana, lakier to bardziej taka morska, mleczna zieleń.. Ale bardzo ładny jest :)
Miłego wieczoru,
M :) :*
Ładny kolor w sam raz na wiosnę:)
OdpowiedzUsuńżyczę wytrwałości w diecie :) kolor cudownie wiosenny
OdpowiedzUsuńPiękny kolorek, mam podobny i jestem z niego mega zadowolona;)
OdpowiedzUsuńsuper lakier! raz na jakiś czas trochę przyjemności się należy...
OdpowiedzUsuńŚwietny lakier!!
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się :) Czasem trzeba sobie pozwolić na coś dobrego :) Trzymam za Ciebie kciuki a lakierek jest prześliczny.
OdpowiedzUsuń