Witajcie :)
Dzisiaj recenzja cieni MIYO + dwa makijaże wykonane tymi cieniami :)
Cienie MIYO kupiłam już dłuuuuuższy czas temu, ale tak właściwie za ich testowanie zabrałam się dopiero nie dawno. Teraz zastanawiam się czemu tak długo zwlekałam?!
Co prawda na blogu pojawił się już makijaż, w którym wykorzystałam dwa cienie Miyo, ale to było dopiero pierwsze podejście do tej kolorówki ;)
Zacznę może od tego, że posiadam cztery cienie MIYO w kolorach: Passion, Iris, Sunrise i Ambition. Wszystkie są matowe (niby niebieski ma jakieś tam drobinki, ale na powiece wygląda na 100% mat). Wiem, że firma MIYO ma w sprzedaży jeszcze cienie satynowe i z drobinkami (o ile się nie mylę) i teraz na nie się czaję :P Nie wiem jak w innych miastach, ale w Białymstoku jest dość ciężko je dostać. Po długich i męczących poszukiwaniach znalazłam je w dwóch małych drogeriach na ul. Sienkiewicza - Drogeria Uroda i na ul. Lipowej - Drogeria Lotos. Z tym, ze na Sienkiewicza mają całą szafę MIYO, a na Lipowej tylko pojedyncze sztuki.
A teraz czas na szczegóły:
Opakowanie:
Ja bym określiła je jako standardowe :) W takim bądź podobnym plastikowym opakowaniu znajduje się większość cieni jakie kupujemy w drogeriach. Szczególnie jeżeli chodzi o kosmetyki z niższej półki cenowej (patrz cienie my Secret z Drogerii Natura).
Muszę też napisać, że jak na taki plasticzek to opakowanie jest całkiem solidne. Dobrze się zamyka i nie udało mi się jeszcze połamać ani jednego (łamanie opakowań przy zawiasach to już prawie moje hobby).
Konsystencja/Pigmentacja:
Cienie mają suchą konsystencję. Bardzo lubią się osypywać i bez bazy jest dość ciężko je nałożyć. Za miast rozcierania cieni na powiece polecam wklepywanie ich pędzlem, a najlepiej palcem, w tedy jest super :)
Mają niesamowitą pigmentację, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Wystarczy lekko dotknąć, któryś z tych cieni palcem i już mamy bardzo, bardzo widoczny kolor.
Trwałość:
Nie wiem jak bez bazy, ale na bazie trzymają się od momentu kiedy je nałożę na powiekę (czasami jest to prawie cały dzień), do momentu aż je zmyję. Nigdzie się nie rozmazują, nie zanikają, nie zbierają się w załamaniach i nie ważą :) Fioletowy i niebieski cień używałam w makijażach do sesji zdjęciowych i spisały się świetnie :)
Cena/dostępność:
Cena jest cudowna: 5zł/sztuka :D
Z dostępnością, jak pisałam wyżej, jest trochę gorzej, ale dla chcącego nic trudnego :) Szukajcie w małych osiedlowych drogeriach, ewentualnie online.
Chciałabym też pokazać Wam dwa makijaże wykonane tymi cieniami.
Pierwszy z nich jest całkowicie wykonany cieniami MIYO (no dobra, po za czarną kreską).
Może żółty cień nie jest najbardziej wyjściowym kolorem, ale nie mogłam się oprzeć. Tym bardziej, że dzisiaj jest piękna pogoda, a mój mózg postanowił jednak trochę się bronić przed jesienią :)
Drugi makijaż, pomimo mocnego różu jest już bardziej wyjściowy i nadający się np. na imprezę.
Czarny cień jest z paletki Sleek Storm, a ten jasny z Clinique.
Bardzo spodobało mi się połączenie tych kolorów i myślę, że jeszcze je kiedyś wykorzystam mimo mojej niechęci do różu na oczach :)
Podsumowując, to uważam, że cienie MIYO są warte uwagi. Rzadko się zdarza, żebyśmy za cenę 5zł mieli tak dobry produkt :) Jeżeli macie możliwość je wypróbować to to koniecznie zróbcie tym bardziej, że mają piękne kolory (te naturalne również).
Mam nadzieję, że moja recenzja się Wam chociaż troszeczkę przydała i, że moje makijaże Wam się spodobały :)
A może używałyście też innych kosmetyków z tej firmy? Czy po za cieniami jest coś jeszcze co warto wypróbować?
Miłego wtorku :*
M.