niedziela, 21 października 2012

Pastel Life


Witajcie :)

Jak mija Wam weekend? Mam nadzieję, że wczoraj wieczorem gdzieś szaleliście i dzisiaj odpoczywacie przed nieuchronnie zbliżającym się poniedziałkiem :D Ja mam dzisiaj totalny dzień lenia i nie wiem czy jakaś siła zdoła mnie wyciągnąć z domu.
Pogoda oczywiście się zepsuła. Po wczorajszym słońcu i cieple ani śladu dlatego postanowiłam pokazać Wam zdjęcia z sesji, która jest jeszcze w baaaardzo letnim klimacie. Tak dla ocieplenia atmosfery ;)


Makijaż do tej sesji miał być mocny, cukierkowy i taki lekko przerysowany. W uzyskaniu tego efektu pomogły mi cienie MIYO, o których pisałam tutaj oraz cień essence w kolorze shrimp me up. :)




photo & stylist: Aleksandra Dargiewicz 

model: Justyna Żłobicka

make-up: Magda Narewska

Wiecie co? Ja jednak nie wiem czy wstawianie tych zdjęć w taki szaro-bury dzień było dobrym pomysłem.. Teraz jak na nie patrze to łapę jeszcze większego doła bo CHCĘ ABY BYŁO LATO! :P

No, ale ok..każda pora roku ma w sobie coś pięknego i tego będę się trzymać ;) Tym bardziej, że kolejne zdjęcia z sesji jakie się tu pojawią będę  w jesiennym klimacie.

Mam nadzieję, że efekt mojej pracy oraz pracy fotografa i modelki się Wam spodobał :)

Miłej niedzieli :*
M.

środa, 17 października 2012

Manicure: 3 ulubione produkty do paznokci


Witajcie :)

Oj dawno, dawno mnie tu nie było.. To chyba moja najdłuższa przerwa w blogowaniu, ale sprawy prywatne trochę odciągnęły mnie od komputera i wyszło jak wyszło..

Na szczęście już wracam i mam nadzieję, że uda mi się pisać posty regularniej i ciekawej. Oby mi się to udało :)

Dzisiaj chciałabym napisać Wam o moich trzech ulubionych produktach do paznokci.
Lakierów do paznokci mam całkiem sporo i eksperymentowałam z przeróżnymi kolorami na paznokciach, ale doszłam do wniosku, że najbardziej lubię je w jasnych, naturalnych kolorach, no jeszcze ewentualnie czerwień i bordo. Czyli klasyka na maksa.

Najpiękniejszy, "naturalny" efekt na paznokciach daje moim zdaniem wybielający lakier z Inglota.


Jego dokładna nazwa to: Lakier optycznie wybielający paznokcie nr. 04. Na opakowaniu jest króciutka notatka od producenta: "Przywraca matowym i pożółkłym paznokciom zdrowy i naturalny wygląd. Zawiera olejek z wiesiołka i ekstrakt z zielonej herbaty".

Tak szczerze mówiąc to o wybielaniu paznokci nie wiem nic. Nie mam pożółkniętych/odbarwionych paznokci. Myślę, też, że może to trochę ściema, ale jakby zauważyła cokolwiek to dam znać ;)

Ja go kupiłam tylko dla jego efektu na paznokciach. Nie miałam jeszcze lakieru, który dawał by TAKI naturalny, świeży i elegancki kolor na paznokciach. No jasne, że wypróbowałam wiele lakierów w podobnych kolorach, ale żaden nie był TYM :D Może podobny efekt dawała odżywka Eveline 8w1 jak się nałożyło jej 5 warstw, ale ostatnio ten szum w okół niej spowodował, że stosuje ją tylko raz na jakiś czas. Po za tym ja nie lubię jak milion warstwa lakieru schnie mi pół dnia, a wieczorem na paznokciach i tak odbije się kołdra :P

Aaa zapomniałabym napisać, że lakier ten z utwardzaczem spokojnie trzyma się 5dni :)

Cena tego lakieru wynosi 21 pln.

Kolejnym produktem, bez którego nie wyobrażam sobie teraz malowania paznokci jest: Diamentowy lakier utwardzający Inglot nr. 15.

Na opakowaniu producent pisze nam tak: "Diamentowy lakier utwardzający. Poprawia trwałośc lakieru do paznokci. Zapobiega przed pękaniem, odpryskiwaniem i nadmiernym ścieraniem się lakieru. Zawarty w nim proszek diamentowy ożywia kolor nadając paznokciom niezwykły, diamentowy połysk. Stanowi niezastapioną ochronę perfekcyjnego manicure.
Sposób użycia: stosowac jako warstwę wykończeniową na lakier do paznokci."


To jest właściwie mój pierwszy utwardzacz, ale jak na razie nie czuję potrzeby kupowania nowego. Mi zależało na czymś co trochę przyspieszy wysychanie lakieru (zawsze, ale to zawsze kiedy pomaluje paznokcie od razu chce mi się do łazienki/coś zjeść/zrobić i generalnie to jestem niecierpliwa :P ) i oczywiście przedłuży jego trwałość, bo komu się chce malować paznokcie co 2 dni. I moim zdaniem temu utwardzaczowi się to udaje.  Lakier na prawdę trochę szybciej wysycha (nie jest to prędkość światła, ale dla mnie spoko) i dłużej się utrzymuje. Ostatnio miałam pomalowane paznokcie lakierem z Golden Rose, który normalnie trzymał się u mnie 3 dni, a po pomalowaniu topem nosiłam go 5 :D
Do tego pięknie nabłyszcza paznokcie, daje im delikatny efekt tafli. 
Ja używam go jeszcze w tedy kiedy pomaluje paznokcie i gdzieś nimi dotknę/coś się na nich odbije. Na taki paznokieć nakładam warstwę topu i po uszkodzeniu ani śladu :)
Cena tego lakieru to 20 pln.

I ostatnim produktem, którego, muszę przyznać, używam od niedawna jest oliwka do skórek z firmy Orly.

Była ona dołączona do zestawu hybrydowego marki Orly i na początku używałam jej głównie na klientkach, aż w końcu zaczęłam też używać na sobie. Oliwka ma obłędny, arbuzowy zapach (mogłabym się nią cała wysmarować ;) ), bardzo dobrze nawilża skórki i jest niesamowicie wydajna. Jej skład też jest bardzo spoko :). Używam jej najczęściej na noc i moje skórki w okół paznokci wyglądają o niebo lepiej :)

To by było na tyle. Ostatnio używam tylko tych produktów do pielęgnacji paznokci i na prawdę jestem z nich zadowolona. To jest mój taki zestaw do zadań specjalnych i żebym miała zabrać coś do paznokci na bezludną wyspę to byłyby te trzy produkty :)



A Wy jak dbacie o swoje pazurki? Jakich produktów, kolorów najczęściej używacie? A może używacie czegoś z tych kosmetyków, o których pisałam? Jestem ciekawa waszej opinii :)

Miłego dnia :)
M :*


poniedziałek, 1 października 2012

Blue Bride, czyli makijaż dla odważnej Panny Młodej


Witajcie :)

Jak miną Wam weekend? Mój był całkiem zabiegany i nie miałam za bardzo czasu na taki 100% odpoczynek.. niestety.. do tej pory odczuwam tego skutki w postaci zamykających się powiek i nieodpartej chęci ziewania ;)

Dzisiejszy makijaż jaki chciałabym Wam pokazać to taki mniej standardowy makijaż Panny Młodej (taaa.. podobno sezon ślubny już za nami, ale z moich obserwacji wynika, że te uroczystości są cały rok :P ).

Od dawna uważa się, że makijaż Panny Młodej powinien być delikatny, rozświetlający, nie przyćmiewający sukienki, nadający jej świeżości i podkreślający urodę, jednak co raz częściej kobiety biorące ślub odbiegają od tego makijażowego stereotypu.

Makijaż, który wykonałam na swojej koleżance (do sesji zdjęciowej sukien ślubnych) jest ciemniejszy, mocno podkreślający oczy i jest w kolorze :) Pomimo tego, że Klaudia nie była prawdziwą Panną Młodą to dobierałyśmy wszystko tak jak na prawdziwy ślub :)



Chwile nam zajęło za nim zdecydowałyśmy się jaki makijaż chcemy. Czy
taki na prawdę tylko lekko podkreślający jej urodę czy może właśnie coś mocniejszego, coś dla odważniejszej Panny Młodej.

No i stanęło na czymś mocniejszym, a dokładniej chciałam koniecznie użyć granatowego cienia, który pięknie podkreślał Klaudii oczęta, do tego gładziutka, rozświetlona twarz i voilà :)




Zdjęcia: Anna Stella Trojanowska
Modelka: Klaudia Nierodzik
Makijaż: Magda Narewska

Mam nadzieję, że taki makijaż ślubny się Wam spodobał :)

Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania na temat ślubnych mejk apów ;) Wolałybyście być umalowane delikatnie, "tradycyjnie", czy może zaszaleć i dodać odrobinę charakteru?

Miłego tygodnia :*

M.




wtorek, 25 września 2012

Makijaż: Różowe złoto + mini recenzja cienia z firmy Kobo-Golden Rose


Witajcie! :)

Tydzień mnie tu nie było i, szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłam, że to już 7 dni minęło.. O mamo! jak ten czas szybko leci :(

Dzisiejszy makijaż miał być w miarę prosty i klasyczny. Ot, taki trochę ciemniejszy na co dzień, w odcieniach złota i brązu, pasujący praktycznie dla każdego typu urody, ale...
kiedy już go skończyłam, stwierdziłam, że jest jakiś taki nudny i postanowiłam dodać trochę cienia z firmy KOBO w kolorze Golden Rose.

I uważam, że to był bardzo dobry pomysł (no tyle, że z makijażu dziennego wyszły nici :P).


Myślę, że taka minimalna dawka różu na powiekach nikomu nie zaszkodzi, szczególnie na wieczór :)  Myślę też, że taki makijaż jest w sam raz dla dziewczyn, które zaczynają eksperymenty z kolorowymi cieniami na powiekach (albo dla takich jak ja, które powoli oswajają się z różowymi cieniami). Ten róż zawsze możemy zastąpić innym kolorem, według naszych preferencji ;)


Kosmetyki, których użyłam:

Oczy:


Twarz:



A na koniec chciałabym Wam napisać kilka słów o cieniu Kobo w kolorze Golden Rose.



To jest pierwszy mój cień z tej firmy, w ogóle chyba pierwszy kosmetyk. Jakoś nigdy nie mogłam znaleźć nic ciekawego, co by mnie zainteresowało.

Najpierw strona bardziej techniczna, czyli opakowanie. 
Bardzo przypadło mi do gustu. Klasyczne, plastikowe, solidne, dobrze się zamyka :) Nie mam nic do zarzucenia!

Jeżeli chodzi o sam cień to, nie wiem jak inne z tej firmy, ale ten ma taką dziwną, "mokrą" konsystencję. Jest bardzo grubo zmielony i nie łatwo się go nakłada. Kiedy go rozcierałam pędzlem to gdzieś znikał, kiedy próbowałam nałożyć go aplikatorem to też prawie nie było go widać.. W akcie desperacji, gdy już myślałam, że z tego cienia nic nie będzie, zaczęłam wklepywać go palcem i był to STRZAŁ W 10 (minusem jest to, że wklepując palcem za bardzo sobie nie pocieniujemy, no przynajmniej ja nie umiem)! Kolor pięknie się pokazał na mojej powiece i teraz tylko w taki sposób go nakładam. 

Co do samego koloru cienia to jest na prawdę piękny. Chyba nigdzie nie widziałam takiego drugiego. Połączenie ciemnego, mocnego, ale zgaszonego różu ze złotem...mmm.. Bajka! Na powiece, gdy już się namęczymy i go w końcu nałożymy wygląda na prawdę cudownie :)

Trwałość też jest dobra. Nie "znika", nie zbiera się na powiekach, utrzymuje się od momentu kiedy go nałożymy do momentu aż go zmyjemy :)



Mam jedno zastrzeżenie i jest to CENA.
Uważam, że jest mocno zawyżona bo cień ten kosztuje 17,99pln (wkład do palety jest chyba tańszy). Ten cień do powiek z KOBO kupiłam tylko ze względu na niepowtarzalny kolor, jeżeli miałabym kupować standardowe odcienie to wolałabym się udać do Inglota i skomponować swoją paletkę :) Jednak mimo to dla fanek kolorowych powiek polecam wypróbowanie, szczególnie jak mają jakieś wolne pieniądze w śwince-skarbonce bo kolor tego cienia jest NIESAMOWITY;)

Mam nadzieję, że mój makijaż przypadł Wam do gustu i, że recenzja się Wam przyda :)

Co Wy sądzicie na temat cieni Kobo i jak się u Was sprawdzają? A może znacie jakieś inne kosmetyki tej firmy, które warto wypróbować?

Miłego wieczoru :) :*

M.







wtorek, 18 września 2012

Recenzja: Kolorowe cukiereczki, czyli cienie MIYO


Witajcie :)

Dzisiaj recenzja cieni MIYO + dwa makijaże wykonane tymi cieniami :)

Cienie MIYO kupiłam już dłuuuuuższy czas temu, ale tak właściwie za ich testowanie zabrałam się dopiero nie dawno. Teraz zastanawiam się czemu tak długo zwlekałam?! 
Co prawda na blogu pojawił się już makijaż, w którym wykorzystałam dwa cienie Miyo, ale to było dopiero pierwsze podejście do tej kolorówki ;)


Zacznę może od tego, że posiadam cztery cienie MIYO w kolorach: Passion, Iris, Sunrise i Ambition. Wszystkie są matowe (niby niebieski ma jakieś tam drobinki, ale na powiece wygląda na 100% mat). Wiem, że firma MIYO ma w sprzedaży jeszcze cienie satynowe i z drobinkami (o ile się nie mylę) i teraz na nie się czaję :P Nie wiem jak w innych miastach, ale w Białymstoku jest dość ciężko je dostać. Po długich i męczących poszukiwaniach znalazłam je w dwóch małych drogeriach na ul. Sienkiewicza - Drogeria Uroda i na ul. Lipowej - Drogeria Lotos. Z tym, ze na Sienkiewicza mają całą szafę MIYO, a na Lipowej tylko pojedyncze sztuki.

A teraz czas na szczegóły:


Opakowanie:
Ja bym określiła je jako standardowe :) W takim bądź podobnym plastikowym opakowaniu znajduje się większość cieni jakie kupujemy w drogeriach. Szczególnie jeżeli chodzi o kosmetyki z niższej półki cenowej (patrz cienie my Secret z Drogerii Natura).
Muszę też napisać, że jak na taki plasticzek to opakowanie jest całkiem solidne. Dobrze się zamyka i nie udało mi się jeszcze połamać ani jednego (łamanie opakowań przy zawiasach to już prawie moje hobby).

Konsystencja/Pigmentacja:
Cienie mają suchą konsystencję. Bardzo lubią się osypywać i bez bazy jest dość ciężko je nałożyć. Za miast rozcierania cieni na powiece polecam wklepywanie ich pędzlem, a najlepiej palcem, w tedy jest super :)
 Mają niesamowitą pigmentację, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem. Wystarczy lekko dotknąć, któryś z tych cieni palcem i już mamy bardzo, bardzo widoczny kolor.

Trwałość:
 Nie wiem jak bez bazy, ale na bazie trzymają się od momentu kiedy je nałożę na powiekę (czasami jest to prawie cały dzień), do momentu aż je zmyję. Nigdzie się nie rozmazują, nie zanikają, nie zbierają się w załamaniach i nie ważą :) Fioletowy i niebieski cień używałam w makijażach do sesji zdjęciowych i spisały się świetnie :)

Cena/dostępność:
Cena jest cudowna: 5zł/sztuka :D 
Z dostępnością, jak pisałam wyżej, jest trochę gorzej, ale dla chcącego nic trudnego :) Szukajcie w małych osiedlowych drogeriach, ewentualnie online.

Chciałabym też pokazać Wam dwa makijaże wykonane tymi cieniami.

Pierwszy z nich jest całkowicie wykonany cieniami MIYO (no dobra, po za czarną kreską).


Może żółty cień nie jest najbardziej wyjściowym kolorem, ale nie mogłam się oprzeć. Tym bardziej, że dzisiaj jest piękna pogoda, a mój mózg postanowił jednak trochę się bronić przed jesienią :)


Drugi makijaż, pomimo mocnego różu jest już bardziej wyjściowy i nadający się np. na imprezę. 

Czarny cień jest z paletki Sleek Storm, a ten jasny z Clinique.
Bardzo spodobało mi się połączenie tych kolorów i myślę, że jeszcze je kiedyś wykorzystam mimo mojej niechęci do różu na oczach :) 


Podsumowując, to uważam, że cienie MIYO są warte uwagi. Rzadko się zdarza, żebyśmy  za cenę 5zł mieli tak dobry produkt :) Jeżeli macie możliwość je wypróbować to to koniecznie zróbcie tym bardziej, że mają piękne kolory (te naturalne również).

Mam nadzieję, że moja recenzja się Wam chociaż troszeczkę przydała i, że moje makijaże Wam się spodobały :)

A może używałyście też innych kosmetyków z tej firmy? Czy po za cieniami jest coś jeszcze co warto wypróbować?

Miłego wtorku :*
M.






środa, 12 września 2012

Makijaż: shrimp me up by essence


Witajcie Kochane :)

Dawno mnie tu nie było, ale nawał pracy, nauki i wielu innych rzeczy spowodował u mnie ostatnio brak czasu.. Powoli to będzie się zmieniało i mam nadzieję, że uda mi się być tu częściej, robić ciekawsze posty i lepsze makijaże :)

Dzisiejszy makijaż był zrobiony totalnie pod cień firmy essence shrimp me up.



Na zdjęciu niestety aż tak bardzo tego nie widać, ale jest to piękny landrynkowy kolor, kojarzący mi się z paluszkami krabowymi (a nie z występującymi w nazwie- krewetkami, krewetki są za blade hehe) ;)
Jeżeli chodzi o jakość cienia to jest okej, chociaż lepiej jest go wklepywać palcami niż rozcierać pędzlem. 
Wklepywany palcami ma bardzo intensywny kolor, rozcierany, natomiast, jest ledwo widoczny na powiece.


Na początku zastanawiałam się z jakim innym kolorem połączyć ten cień i na pierwszy ogień poszedł fiolet (wcale mnie/Was pewnie to nie dziwi bo wiecie o mojej miłości do fioletów :P ). Myślę, że oba kolory bardzo ładnie wyglądają połączone ze sobą. No, może nie do mojego typu urody bo ja się trochę czułam jak bym miała chore oczy, ale nie o mnie tu chodzi tylko o makijaż. 



Myślę, że dziewczyny o ciemnej karnacji i ciemnych oczach pięknie by wyglądały w takich kolorach :)



Wieczorem pojawi się tutaj spis kosmetyków jakimi wykonałam ten makijaż :)



Mam nadzieję, że makijaż się Wam spodobał :) Dziękuję za poświęcony mi czas i zapraszam ponownie ;)

Miłego dnia Robaczki :*
M.

środa, 5 września 2012

Manicure: Bling Bling


Witajcie :)
Ja wiem, że lakiery z takimi drobinkami są modne już pewnie z rok (pisałam Wam kiedyś o tym, ze mam spóźniony refleks :P), ale ja u siebie odkryłam je dopiero teraz, a właściwie jeden z nich z firmy my secret.


Kupiłam go ot tak, aby wypróbować brokat na paznokciach w trochę innej formie, a raczej może o innej strukturze i zakochałam się w nim na maksa :) Używam go prawie z każdym lakierem:



Z białym Bell z serii French nr. 01

Szkoda, że na zdjęciu za mocno nie widać jak piękny efekt tworzą te drobinki z białym lakierem (kojarzą mi się z śnieżynką hehe). Jak sobie pomalowałam paznokcie to nie mogłam się na nie napatrzeć ;)

Z różowym z Flormar nr. 381


Z koralowym z Revlonu nr. 093 Tropical Temptation


Jeszcze muszę koniecznie wypróbować połączenie lakieru z my secret z czarnym albo granatowym :) Widziałam zdjęcia na innych blogach i taki manicure wygląda na prawdę pięknie :) Ja żyjąc jeszcze wakacjami na razie postawiłam jeszcze na letnie, mocne kolory :)

Lakier polecam dla miłośniczek błyszczących, brokatowych paznokci :) Drobinki, które wyglądają jak płatki błyszczącej folii,  zatopione w tym lakierze dają piękny efekt bez względu na to jaki lakier użyjemy jako bazę :) Do tego długo się trzyma i nie sprawia problemu przy zmywaniu, w przeciwieństwie do zwykłych brokatowych lakierów.

Kosztuje on ok. 6zł i można go dostać w szafach my secret w Drogeriach Natura.

A Jak Wam się podobają tak pomalowane paznokcie? 

Buziaki :*
M.